O 14:50 wsiedliśmy w Oradei w pociąg osobowy do Aradu. Wlókł się nieziemsko przez równinę Crisany. 115 km w 3,5h, czyli ze średnią prędkościa 33 km/h. Ale za to można spokojnie oglądać sobie monotonną równinę, opuszczone fabryki, Cyganów no i poznać bliżej współtowarzyszy podróży.
Marcin i Iwona pochodzili z Krakowa - oboje skończyli etnografię a Marcin dodatkowo rzeźbę na Akademii Sztuk Pięknych. Celem ich podróży była Macedonia - mekka wszystkich etnografów. Po drodze chcieli zahaczyć o góry w Bułgarii. Myśleli o Starej Planinie ale moje dokładne mapy skusiły ich na Riłę. Skserowali więc je w Widinie i w ten sposób razem podróżowaliśmy aż do Rilskiego Monastiru.
W Aradzie kupiliśmy supliment na nocny pośpieszny do Craiovej (bilet osobowy na całą trasę kupiliśmy w Oradei). Łącznie przejazd ponad 600 km w Rumunii kosztował śmieszną kwotę 25 zł (149 000 lej bilet, 16 000 lej supliment).
Pospacerowaliśmy trochę po nieciekawych okolicach dworca w Aradzie i o 20:40 odjechaliśmy pociągiem pośpiesznym do Craiovej.
Nocna podróż, choć w niezbyt komfortowych warunkach (pośpieszne pociągi w Rumunii są w gorszym stanie niż polskie - siedzenia poobijane skajem, brudno) była całkiem znośna. O 4:35 wylądowaliśmy w Craiovej. Na dworcu ocuciliśmy się kawą i bułą i o 5:18 zapakowaliśmy się w osobowego żółwia do Calafatu - mieścinie nad brzegiem Dunaju, skąd kursuje prom przez Dunaj, na stronę bułgarską.
Z dworca w Calafacie poszliśmy do punktu granicznego: kupiliśmy bilet na prom za 3$, pieczątka w paszporcie i w porannym słońcu przekraczamy szeroki Dunaj, pędzący do bliskiego już Morza Czarnego w swojej wędrówce przez 9 państw europejskich. Z terminala promowego w Widinie taksówką dojeżdżamy do odległego nieco miasta.
Tu okazało się, że nie tak łatwo będzie dobić jeszcze dziś w góry: najbliższy bociąg do Sofii będzie o 14. Coż nie ma wyboru trzeba czekać. Połaziliśmy sobie więc po miłym miasteczku i o 14 zapakowaliśmy się w pociąg do Sofii.